poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Kto ze mną?

Rozkminiam Wordpress i tam teraz piszę sobie...

http://mowiszimaszblog.wordpress.com/

Będziecie do mnie zaglądać?

Będzie mi bardzo, bardzo miło, zapraszam serdecznie.

piątek, 9 sierpnia 2013

„Można odejść na zawsze, by stale być blisko”

Gdy jesteś dzieckiem, nie zastanawiasz się, nie myślisz nawet o tym, że Twój świat mógłby wyglądać inaczej. Jesteś Ty, Mama, Tata, rodzeństwo...
Kiedy nadchodzi ten dzień, gdy musisz pożegnać się z kimś z tego Twojego świata, ciężko Ci w to uwierzyć. Miałam to szczęście, że dane mi było się pożegnać, bo czasem śmierć przychodzi nagle. Mój Tata odchodził dwa tygodnie i każdego dnia tego odchodzenia byłam z nim. Nie wiem, czy do końca był tego świadom, ale dla mnie te chwile były bardzo ważne, zwłaszcza że za jego życia często zdarzało nam się mieć odmienne zdanie na różne tematy. Tamte dwa tygodnie pozwoliły mi zrozumieć, że nie zawsze w życiu jest tak jak planujemy.
Tata chorował od kilku lat, ale w przypadku nowotworu są wzloty i upadki. W dniu moich 35 urodzin, cztery lata temu, Tata zadzwonił do mnie (mieszkaliśmy od siebie dość daleko), złożył mi życzenia, choć był już wtedy bardzo słaby. Następnego dnia podczas badania tomografem zasłabł i mimo, że jeszcze przez dwa tygodnie był przytomny, to nie do końca kontaktował się z otoczeniem. Rozmawialiśmy, ale kolejnego dnia nie pamiętał, że byłam przy nim. Stan był ciężki, nie beznadziejny, lekarze dawali nam wtedy więcej niż trzy miesiące. Stało się inaczej, po dwóch tygodniach w szpitalu, odszedł 30 lipca, pozostawiając mnie w kompletnym niedowierzaniu, ale też z wewnętrznym spokojem, że udało mi się przy nim być do końca.
Brakuje mi go bardzo...

Doceniajmy każdy dany nam dzień, nie odkładajmy na później nie załatwionych spraw, telefonów. Nie zwalajmy braku kontaktu na brak czasu...
Czasami wystarczy zadzwonić i krótko zapytać co słychać, niż nie odzywać się do kogoś przez wiele tygodni...możemy już nie zdążyć powiedzieć komuś, jak wiele dla nas znaczy...

sobota, 20 lipca 2013

Urodziny gdzieś...

Wczoraj dzień smutny...

67 lat kończyłby mój Tata...nie ma go z nami już cztery lata.
84 lata kończyłby mój Teść...nie ma go z nami juz dziesięć lat.

My wczoraj wracaliśmy z Warszawy do domu, życie toczy sie dalej. Lata mijają...ważne, żeby pamiętać!!!

piątek, 14 czerwca 2013

Fascynacja kobietą...

Jest tak niewiele programów kulinarnych, które ogląda się z otwartą buzią i śliną cieknącą po brodzie. Te wszystkie produkcje TVN, to nic innego jak lans siebie a nie potraw przez siebie przygotowywanych. Komentarze i wygląd gotujących świadczą o tym, że w kuchni nie należy umieć przyrządzać potraw, a jedynie wyglądać i bez sensu gadać. No, ale jak się nie ma KuchniaTV, to się lubi co się ma i ogląda te brednie, czasem wyciągając z nich coś dla siebie. Na szczęście (też niby na TVN), powtarzają co jakiś czas programy z Nigella Lawson. No ta, to ani wyglądać specjalnie nie musi, ani nawet mówić, żeby mieć ochotę natychmiast po programie biec do kuchni i próbować przygotować to co zaproponowała. Prosto, zrozumiale dla każdego a do tego pysznie. Taki program obejrzałam i wyjęłam z niego dla siebie przepis na pulpeciki z indyka z selerem naciowym i sosem pomidorowym.

Potrzebujemy:
500dkg mielonego mięsa indyka
3-4 gałązki selera naciowego
dużą cebulę
sos Worcestershire
sos pomidorowy
suszony tymianek
drobno tarty parmezan 3 łyżki
bułka tarta 3 łyżki


Seler z cebulą miksujemy na gładką papkę. Trzy łyżki dodajemy do mięsa razem z łyżeczką suszonego tymianku, bułką, sosem i parmezanem. Z mięsa formujemy maleńkie polpeciki. Mnie wyszły 54 sztuki.
Resztę masy selerowo-cebulowej podsmażamy na łyżce oleju. Dodajemy pomidory i tymianek. Po chwili wkładamy do sosu pulpeciki i dusimy około pół godziny co jakiś czas potrząsając garnkiem. Można jeść z chlebem, kaszą, ryżem...jak kto lubi.

 


wtorek, 4 czerwca 2013

Ciasto orzechowo-orzechowe z orzechami :-)

Jakiś czas temu, przy zamówieniu w sklepie internetowym dostałam w prezencie książkę z kilkoma przepisami na ciasta...i wiecie co, wszystkie do tej pory wykonane były trafione w dychę. 
A dziś zrobiłam ciasto co się zwało orzechowym. Ale ta ilość orzechów, która użyta jest do wykonania tego ciasta, pozwoliła mi wymyślić dla niego całkiem nową nazwę:

CIASTO ORZECHOWO-ORZECHOWE Z ORZECHAMI:
Potrzebujemy:
300g orzechów ziemnych bez soli


4 łyżki orzechowego kremu (nie masła)

4 jajka
250g cukru brązowego
300g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
200ml oleju
200ml maślanki
biała czekolada
2 łyżeczki wiórków kokosowych

Orzeszki należy dość drobno posiekać, nie mielić. Jaja utrzeć z cukrem na gładką masę, dodać 2 łyzki kremu orzechowego, maślankę i olej. 250g orzechów wymieszać z mąką i proszkiem. Dodać do masy. Porządnie  wymieszać.  Ciasto upiec w 200 stopniach przez 50 minut.
Czekoladę rozpuścić z wiórkami w kąpieli wodnej. Dodać 2 łyżki kremu orzechowego. Polać tym wystudzone ciasto. I na koniec posypać pozostałymi orzechami.



poniedziałek, 3 czerwca 2013

Dzień Dziecka

Czy są dzieci, które nie lubią prezentów? Szczególnie na Dzień Dziecka? Moje od urodzenia zostały przyzwyczajone do tego, że Dzień Dziecka, to dzień, w którym rodzice są wyłącznie dla dzieci, cały dzień kręci się wokół nich, sami wybierają sobie obiad i sami wybierają sobie deser. W tym roku wybór padł na pizzę i tort bezowy. Oto przepisy:

Pizza:
40g drożdży świeżych
2,5 szklanki mąki
100ml ciepłej wody
100ml ciepłego mleka
sól, oregano

Drożdże rozpuścić w wodzie i mleku. Wlać do przesianej mąki, doprawić i dobrze wyrobić.
Przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce.






Na jednej połowie szynka, pomidor i bazylia, a na drugiej połowie pieczarki z cebulą i zgrillowana cukinia.



Tort bezowy:
7 białek,
2 szklanki cukru brązowego,
łyżka octu winnego.

Ubijamy pianę z białek, stopniowo dosypujemy cukier, na koniec dodajemy ocet. Pianę układamy na 2 blachy (jednakowej wielkości okręgi). Pieczemy w 150 stopniach 30 minut, a potem suszymy jeszcze 1,5 godziny w 100 stopniach.
Krem:
3 żółtka,
2 łyzki cukru,
500g mascarpone
200g serka straciatella.





Oprócz pyszności były gry planszowe, spaceru nie było, bo cały dzień padał deszcz :-(

czwartek, 30 maja 2013

Ciasto z rabarbarem i bezą

Wiem, wiem...nie wszyscy lubią rabarbar...mój najstarszy syn na przykład nie lubi...nigdy nie próbował, ale nie lubi i już. Zmuszać nie będę, jak dorośnie, spróbuje i będzie żałował, że wcześniej nie chciał. Zresztą wiele rzeczy nie tykał jeszcze w życiu...brokułów, brukselki, szpinak jadł, bo obiecałam ulubiony baton. Minę miał taką, że wolałabym chyba, żeby się nie zmuszał :-)
Niemniej jednak nie bacząc na upodobania smakowe Starszego upiekłam juz drugie ciasto z rabarbarem w sezonie. Przepis jak na szarlotkę, modyfikacja taka, że na wierzchu ciasta jest tylko beza, bez kruszonki.

2,5 szklanki mąki pszennej
4 jajka
2 łyzeczki proszku do pieczenia
1,5 szklanki cukru brązowego
6-7 gałązek rabarbaru (głównie różowa jego część)
kostka masła
2 łyzeczki mąki ziemniaczanej

Z masła, żółtek, pół szklanki cukru, proszku do pieczenia i mąki zagniatamy ciasto. Rabarbar kroimy na plasterki i dusimy z odrobiną cukru (nie na sos, tylko aby delikatnie zmiękł). Połową masy wyklejamy blaszkę. Nakładamy rabarbar. Drugą część ciasta kruszymy na owoce. Białka ubijamy na pianę, dodajemy szklankę cukru i mąkę ziemniaczaną. Ciasto pieczemy około 50 minut w 180 stopniach.



Młodszy dziś wrócił ze szkoły i tuż przed obiadem zjadł kawał ciasta.
"Smakuje Ci?" -spytałam
"Tak, tak...ale bardziej mi zależy, żeby zjeść szybko, tak żebyś na sobotę (Dzień Dziecka) zrobiła bezę"

Grunt to szczerość dziecka :-)





Pysznie smakuje na ciepło, z bita śmietaną


Szczypta miłości i babka ziemniaczana

Babka ziemniaczana:

1,5kg ziemniaków
20dkg boczku wędzonego pokrojonego w kostkę
3 cebule
sól, pieprz
jajko
1,5 szklanki mąki pszennej
kilka plasterków boczku
kwaśna śmietana
szczypior

Ziemniaki i dwie cebule zetrzeć na najdrobniejszej tarce. Boczek zesmażyć z jedną cebulą. Dodać do masy, doprawić. Dodać żółtko. Masę wymieszać z mąką a potem delikatnie wmieszać do niej pianę z białka.
Masę przełożyć do keksówek wysmarowanych tłuszczem. Piec ok 1,5 godziny w 200 stopniach.
Po wyjęciu z piekarnika odczekać chwilę, a potem pokroić w plasterki. Ułożyć na podsmażonych wcześniej plasterkach boczku i udekorować śmietaną oraz szczypiorkiem.



A z takiego ziemniaka smakuje najbardziej ;)



środa, 29 maja 2013

Po przerwie...

Dwa miesiące...długo i nie długo...minęło jak jeden dzień...i nie żeby coś szczególnego powstrzymywało mnie od pisania. Fakt zaangażowałam się w pewien projekt, który miał wyglądać inaczej, niż to się potem zaczynało okazywać. Na początku wszystkiego co robimy mamy do tego ogromną wenę, bardzo nam się chce. Cóż, ja niestety mam taki charakter, że jak coś nie idzie po mojej myśli, to skrzydła opadają i chce się coraz mniej. Decyzji o zarzuceniu współpracy nie podjęłam ja, ciężko byłoby mi rozstać się z czymś, co tworzyłam od "zarodka", no ale podjął ją za mnie kto inny i teraz po kilkunastu dniach lżej mi z tym. Ciężko tworzyć i angażować się w coś, w co się nie wierzy i czego się nie czuje do końca.
Zaglądajcie jednak na www.omamiona.pl pewnie każdy znajdzie coś tam dla siebie...może miłe koleżanki, współtwórczynie pozwolą mi czasem coś tam napisać :-)

No a co u mnie? Kręci się...rodzina ta sama, praca też, choć ciągle szukamy czegoś więcej, czegoś co przynosi jednocześnie stysfakcję no i pieniądze...według mnie, tylko to warto w życiu robić. Być w zgodzie z samym sobą, nie robić nic wbrew sobie.

Dzieci lada chwila kończą kolejny rok szkolny. Młodszy drugą klasę, Starszy pierwszą gimnazjalną. Tu wszystko idzie jak należy. Z nauką obu problemów brak.
Piesek coraz starszy, wymieniły się już wszystkie zęby na stałe, osiąga już chłopak dojrzałość, a przy tym przysparza tyle radochy!
Ja gotuję, pichcę, piekę...sukcesywnie będę uzupełniać przepisy, które w ciągu tego czasu zamieszczałam na Facebook, bo łatwiej i szybciej jednak niż na blogu...leń ze mnie wylazł...
Obiecuję poprawę i jak będziecie zaglądać to będzie mi niezmiernie miło.

wtorek, 12 marca 2013

Dzieci dorastają...

Tak wiele mówi się o pieluchach, kupach, zupach itp... Dziecko to tylko noworodek i niemowlak. Przecież najgorsze, a może najtrudniejsze zaczyna się jak małolat zaczyna dorastać...jak sam nie wie, czy jest jeszcze dzieckiem, czy może już facetem. Okiełznać jego myśli, a potem okiełznać swoje. Nie dawać się prowokować...bo najfajniej dla niego, jak się zirytuje mama czy tata, jak się wkurzy, jak się wydrze. "Nie muszę, nie będę, sama zrób, sama idź, później, zaraz, spokojnie zdążę..." to stały skład słownictwa nastolatka. On ma na wszystko czas, on ze wszystkim sobie da radę, tylko później, bo teraz jestem zajęty...Czym?...patrzeniem w sufit. Dziecko jest naszym lustrem...jak postępować, żeby w tym lustrze widzieć nie tylko swoje złe nawyki, ale więcej dobrych?  Jak pokierować dzieciaka, żeby wiedział na co może a na co nie powinien sobie pozwalać. Model wychowania kumpelski...czasem myślę, że się nie sprawdził...czy on nie docenia, czy nie rozumie? Kiedyś doceni, kiedyś zrozumie...napewno!!
Jak się do tego dobrze uczy, to chyba wszystko jest ok...nie szukam już problemów, gdzie ich nie ma. Akceptuję i kocham bezinteresownie i bezgranicznie. Synu...jestem z Ciebie dumna, nawet jeśli czasem działasz mi na nerwy!
zdjęcie dość mocno archiwalne :-)